Połykając zakręty, rumak ze stajni Ferrari nawet nie dopuszcza myśli, że któreś z jego kół mogłoby uślizgnąć się choćby o milimetr, jesienne liście nie są w stanie sprowadzić go z obranego kursu na manowce. Nie udaje się to nawet, gdy na tylnej osi pojawi się moment obrotowy o wartości 540 Nm. Instynkt kierowcy sprawia wtedy, że zaciśnięte na kierownicy dłonie przez sekundę drgają gotowe odruchowo odbić kierownicą. Ale to zupełnie niepotrzebne. Tylko rozum musi mieć chwilkę czasu, żeby to pojąć.
Podobnie jak musi zdać sobie sprawę, że o swoje dobre imię walczy w tym aucie nowa tylna oś. Podwójne trójkątne wahacze poprzeczne odchodzą w przeszłość. Pojawiają się lepsze wynalazki, zastosowane po raz pierwszy przez Ferrari w modelu California: np. oś wielowahaczowa. Cóż takiego spece z Maranello wyczarowali z tej wielkoseryjnej konstrukcji? To tajemnica. W każdym razie dzięki niej 458 Italia staje się czymś w rodzaju topowej wersji najlepszego Ferrari, a kontakt kół z nawierzchnią jest jeszcze lepszy niż w F430.
Amortyzatory przypominają te z 599 GTB Fiorano. Ich producent, Delphi, uczynił z nich element zawieszenia, który kieruje się własnym rozumem – szybciej niż zdąży to pojąć kierowca, Ferrari Italia wie z jakim typem drogi ma do czynienia, chce wyznaczyć nowy standard w stosunkach między człowiekiem a samochodem, zawczasu odgaduje czego kierowca mógłby od niego zażądać. Człowiek i maszyna to jedno.